37 lat pracy w ośrodku kultury minęło jak jeden dzień
Rozmowa z przechodzącym na emeryturę (w połowie lipca) Stanisławem Szkolnym – wieloletnim Dyrektorem Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury, Sportu i Rekreacji w Korfantowie.
- Co spowodowało, że kultura stała się Panu bliska?
S.Szkolny.:
Już jako mały chłopiec chodziłem na lekcje muzyki i dzięki temu od najmłodszych lat stykałem się z dorobkiem muzycznym światowym , jak i ludowym. Jako starszy chłopak działałem w zespole muzycznym, który właśnie funkcjonował przy domu kultury. Ponieważ razem z innymi muzykami dużo graliśmy i ćwiczyliśmy, to dużo czasu spędzałem w domu kultury. Wtedy lepiej poznałem tą instytucję.
Oczywiście miałem też różne zainteresowania. Grałem w zespole akordeonistów i brałem udział w różnych projektach muzycznych a także konkursach.
Po szkole średniej chciałem studiować muzykę w Instytucie Muzykologii Kościelnej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, bo bardzo chciałem być organistą. Próbowałem nawet swych sił na egzaminach wstępnych ale w efekcie końcowym z innych przyczyn wybrałem szkołę o profilu medycznym i z zawodu jestem fizjoterapeutą. Uzyskałem wykształcenie nie związane z kulturą ale na tamten czas to był taki wymóg chwili. Wybierałem miedzy M a M, czyli między Muzyką a Medycyną. Praca i pasja - to szło równolegle, interesowałem się zabiegami fizykalnymi, masażami ale pasjonowała mnie muzyka i przygody z muzyką nigdy przerwałem.
Przez 5 lat mieszkałem i pracowałem w Raciborzu, ale ciągnęło mnie do Korfantowa. Gdy tu wróciłem okazało się, że ówczesny naczelnik gminy Zdzisław Martyna poszukiwał Dyrektora Domu Kultury. Jakoś się razem dogadaliśmy i tak się zaczęła się na dobre moja przygoda z kulturą tu w Domu Kultury w Korfantowie. Pracuję tu nieprzerwanie już 37 lat. O jak to szybko minęło.
- Czy pamięta Pan swoje pierwsze decyzje?
W dosyć złym stanie był dom kultury. To był taki zlepek kilku instytucji w jednym budynku. Cały dół dzisiejszego domu kultury był przeznaczony pod działalność Ośrodka Nowoczesnej Gospodyni, później utworzono tam bar, a następnie kawiarnię. Całym parterem zarządzała Gminna Spółdzielnia. Góra budynku była przeznaczona na działalność ośrodka kultury. W budynku mieściło się także kino prowadzone przez Opolskie Przedsiębiorstwo Rozpowszechniania Filmu.
Moje pierwsze decyzje związane więc były z uporządkowaniem stanów właścicielskich budynku.
Zatrudniłem także kilku instruktorów i animatorów kultury.
- Co Pan wniósł w działalność kulturalno-sportową na przestrzeni prawie 40 lat?
Czy osobiście coś wniosłem? Ciężko wprost odpowiedzieć na tak postawione pytanie.
Ja zawsze starałem się być tak zwanym,, motorem”.
W pracy zespołowej nie ma samodzielnych sukcesów, a sukcesy zawdzięczam wielu osobom. Rzeczywiście, pomysły na działalność były różne ale za pomysłami często kryją się finanse. Nie zawsze można było zrealizować wszystko to co się miało w zamyśle. Funkcjonujemy i pracujemy przecież w ograniczonych ramach finansowych. Przez wiele lat udało się stworzyć niezłą bazę i zaplecze materialne, mamy także dobrą kadrę, więc możemy realizować fajne pomysły i projekty przy niewielkich nakładach finansowych.
Na przestrzeni lat byłem organizatorem różnych uroczystości – nie tylko jako dyrektor, ale też bardzo często jako działacz kultury. Np. w Domu Pomocy Społecznej w Korfantowie organizowaliśmy wieczorki taneczne. Były także organizowane liczne festyny i koncerty np. z okazji Nocy świętojańskiej w Ścinawie Małej, strażackiej imprezy Wasserball w Przechodzie, czy Dni Korfantowa. Były też liczne festyny wiejskie.. W trakcie tych festynów często graliśmy razem z różnymi muzykami, w różnych konfiguracjach, a ostatnio z burmistrzem Januszem Wójcikiem w grupie muzycznej „Przyjaciele”.
Pod wpływem mojego wujka (obecnie nieżyjącego) który był rzeźbiarzem, artystą ludowym zaczęliśmy organizować wystawę prezentującą rękodzielnictwo mieszkańców gminy i to był strzał w dziesiątkę. Tak powstała „Gminna Grupa Twórczości Artystycznej”, która obecnie grupa zrzesza około 20 osób. Cenne były spotkania z młodzieżą i lekcje otwarte, które przyczyniły się do popularyzacji koronkarstwa.Chłopcy przychodzili bardziej na rzeźbę, na malarstwo, na fotografikę artystyczną i różnego rodzaju spotkania. W Korfantowie i w Ścinawie mamy studio piosenki. Jeśli by była taka potrzeba staraliśmy się pomóc nowo tworzącym grupom i stworzyć im warunki dalszego rozwoju, nigdy nie próbowałem coś na siłę organizować jeśli nie było oddolnej inicjatywy.
Jeśli chodzi o sport to dzięki zaangażowaniu wielu osób udało się zrealizować szereg pomysłów. Wspomnę tu np. spotkanie z nieżyjącym już Panem Chmielem, które dało początek organizacji wyścigu kolarskiego po ziemi korfantowskiej. Wyścig był odbywany przez ponad 20 lat, a kierowany przez mnie ośrodek był jego głównym organizatorem. Gościliśmy w Korfantowie takich znakomitych kolarzy jak np. Stanisław Szozda, Joachim Halupczok, Czesław Lang, Franciszek Surmiński, Ryszard Szurkowski czy Wacław Skarul.
Ośrodek był także organizatorem wielu innych imprez sportowych jak np. „Kierowca roku” czy biegów przełajowych. Działająca przy Ośrodku sekcja biegaczy odnosiła liczne sukcesy w Polsce i na świecie.
- Co uważa Pan za swój największy sukces w okresie zarządzania instytucją kultury?
Najbardziej zabawna sytuacja w pracy to ….?
Zawsze będę miło wspominać wydarzenia związane z utworzeniem Gminnej Grupy Twórczości Artystycznej i tych pierwszych twórców ludowych, których udało mi się wyciągnąć z domu. Wspomnę tu Pana Michała Cwynara, Panią Franciszkę Galę czy Panią Janinę Bugo. To oni zapoczątkowali pracę całej grupy twórców. Wyjście z domu zaowocowało wystawami, jarmarkami i licznymi kiermaszami. Nasi twórcy uczestniczą w jarmarkach, a ostatnio nawet w dożynkach prezydenckich w Spale.
Utkwiły mi też w pamięci sukcesy grupy Basałyki kierowanej przez Panią Wiolettę Zarzeczną. Grupa tańczyła, śpiewała i miała bardzo bogaty repertuar.
Zabawnych sytuacji w pracy było wiele. Zdarzały się też różne wpadki. To mikrofon nie zadziałał, to sygnał radzieckiej radiostacji włącza się niespodziewanie podczas imprezy i ruskie radio nadaje w trakcie przemówienia. Zapamiętałem też historię, którą napisało życie, a związana była z oddaniem wodociągów w miejscowości Włostowa. W trakcie tej uroczystości prowadziłem konferansjerkę i byłem na drugim końcu boiska. W scenariuszu napisana była kolejność wjazdu gości na płytę boiska. W bryczce na czele kolumny z gośćmi miał jechać ksiądz proboszcz i ksiądz wikary. Księża mieli poświęcić wodociąg. Ale z proboszczem usiadł wójt gminy. Wszyscy z wielkim śmiechem odebrali przekazaną przeze mnie informację, że witamy znakomitych gości w osobach proboszcza i wikarego. I tak wójt został wikarym.
Najbardziej przykra sytuacją, która wydarzyła się w okresie mojego dyrektorowania związana była z wypadkiem śmiertelnym w trakcie Dni Korfantowa w 2011 roku. To wspomnienie, które powracało przy organizacji wszystkich kolejnych dni miasta. Mimo, iż winy organizatora, czyli naszej nie stwierdzono nie czuję się wcale spokojniejszy.
- Jaką wskazówkę, radę chciałby Pan przekazać dla swojego następcy?
Zawsze moją dewizą było szanowanie ludzi. Jeśli chcesz, żeby Ciebie szanowano, szanuj innych i schowaj dumę do kieszeni. Pracując na tym stanowisku należy pamiętać, że stanowimy zespół osób i często reprezentujemy gminę i jej kulturę. Dyrektor jest od tego, by promować ludzi i jak już wspomniałem jest tym motorem, który wyznacza kierunki i porusza to wszystko.
Nigdy nie starałem się stawać na czele i mówić, że to jest moja zasługa ponieważ to jest zasługa grona, które gdzieś po drodze spotkałem i z którym miałem zaszczyt pracować i myślę, że ten szacunek w jedną i w druga stronę przynosi efekty.
Przez te wszystkie lata dobrze się nam pracowało ponieważ jakoś udawało się unikać konfliktów. Bardzo ważne jest niezałamywanie się jakimiś drobnymi niepowodzeniami, bo nawet jeśli się dobrze wykonuje się swoje obowiązki to zdarzają się różne drobne uchybienia, drobne potknięcia – tak życie wygląda. Negatywne rzeczy trzeba niwelować, zapisywać sobie po każdej imprezie co się udało, co należy dopracować, co nie wyszło, aby w przyszły roku tego uniknąć i nie popełnić tych samych błędów. Mam nadzieję, że zostawiam mojej następczyni szerokie pole do popisu i na pewno sobie z tym da radę, bo nie pierwszy rok pracuje.
- Czego będzie Panu brakowało?
Na pewno bezpośredniego kontaktu z wieloma ludźmi z którymi dotychczas współpracowałem. Będzie mi też brakowało tych codziennych dyskusji, czasem sprzeczek o to co robimy w jaki sposób. Będę tęsknił za nagłaśnianiem imprez i za naprawą zepsutego sprzętu.
- Jakie plany ma Pan na emeryturę?
Na pewno skorzystam z różnych projektów muzycznych i nie zrezygnuję z muzyki, i z przyjemności grania w naszym zespole i tworzonej orkiestrze dętej. Znajdę też czas na aktywny ruch i wypoczynek.
Ponieważ nigdzie nie wyjeżdżam i nadal będę mieszkańcem Korfantowa to będziemy się spotykali w różnych sytuacjach życiowych, przy okazji imprez i różnych uroczystości. Mam ogródek działkowy i zamierzam na nim zrobić małe pole golfowe. Tam zawsze będzie mnie można odwiedzić. Zamierzam też trochę pojeździć, bo mam dzieci i w górach i za granicą.
Wszystkim osobom, które spotkałem na swoje zawodowej drodze serdecznie dziękuję za okazaną życzliwość i współpracę.
Dziękuje za rozmowę i życzę jak najdłuższych lat na emeryturze, dobrego zdrowia i realizacji emerytalnych już planów.
Rozmawiała A. Karpis- Salik